
Profil gracza:
Była piękna pogoda. Młody, wysoki i zielonowłosy chłopak wyszedł na pokład statku ze swojej kajuty, by móc się cieszyć pięknem wschodzącego słońca. Rodzice zakupili mu tę wycieczkę za dobre wyniki w nauce. Nie wiedzieli, że przez większość czasu jego prace były pisane przez rówieśników, którym chłopak, dzięki swoim zdolnościom magicznym, zapewniał ochronę. Głupio było mu się przyznać do wspomnianego faktu, ale prawdą jest, że gdyby nie on, jego podopieczni już dawno pracowaliby dla kogoś innego, a na to nie mógł sobie pozwolić.
Niebieskooki podszedł do burty, obok której stało już kilka osób zachwycających się wschodem. Chłopak zaciągnął się świeżym powietrzem, odwrócił się tyłem do burty i oddał się temu przyjemnemu bujaniu, które raz po raz poruszało jego ciałem w bardzo delikatny, aczkolwiek dający się zauważyć sposób. Odwrócił się w kierunku dziobu statku i zobaczył, że na nim stoi pewna zakochana parka. Rosły mężczyzna obejmował swoją wybrankę stojąc za jej plecami, ona wyciągała ręce w pozycji… chłopak mógłby to nazwać „pozycją krzyża”, bo tak właśnie sobie to wyobraził. Pomyślał też, że już gdzieś to widział, ale za nic we wszechświecie nie mógł sobie przypomnieć, gdzie. Nagle usłyszał jej pełen emocji i zwykłej radości głos:
- Jestem panią świata – krzyknęła. Chłopak zamknął oczy, odchylił głowę do tyłu i z całego zażenowania sytuacją nie dał rady wykrzesać z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Wsadził ręce do swojej skórzanej, rozpiętej kurtki i oddał się byciu. Tak, byciu. Chciał po prostu być na tym właśnie statku, w tym właśnie miejscu obok tej właśnie parki, która właśnie zrobiła sobie prywatne show wyglądające jak kserokopia przeróbki parodii „Titanica” z Leo Di Caprio. Naraz młodzieniec odzyskał świadomość i postanowił wybrać się do pokładowej knajpki, gdzie jego ulubiona barmanka – Bridgette miała swoją zmianę. Podszedł do baru, otworzył wielkie, zdobione, drewniane drzwi i przekroczył próg niezbyt dużego pomieszczenia. Wewnątrz znajdowało się kilka osób, głównie dzieci, które odbywały zajęcia integracyjne organizowane przez pokładową animatorkę, której imienia jeszcze nie znał. Grupka składająca się z siedmiu, może dziesięciu dzieciaków z zafascynowaniem patrzyła na obrazy, które z projektora wyświetlała im młoda dziewczyna. Ale nie to było dla niego najważniejsze. Liczyło się tylko to, aby przeżyć jakoś ten czas do momentu, aż Bridgette będzie już po pracy, czyli jeszcze osiem, może dziesięć godzin. Podszedł do wysokiego baru, za którym lokata brunetka polerowała szkło, zamówił kawę i podczas oczekiwania na realizację zamówienia, obmyślał plan rozmowy, może nawet poderwania barmanki, za którą oglądał się odkąd statek odbił od brzegu. Lokata brunetka położyła kawę przed chłopakiem i niewzruszona wróciła do swoich czynności. Nie lubiła kontaktu z klientami, nie chciała rozmawiać z nieznajomymi, bo też nie za to jej płacono. Młodzieniec wziął pierwszy łyk białej kawy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Znajdował się w niewielkim, mającym może z pięćdziesiąt metrów kwadratowych pomieszczeniu, w którym postawione były drewniane stoliki (oczywiście poprzykręcane do podłogi), obok nich znajdowały się skórzane fotele. Na stolikach stały przeważnie koszyki z chusteczkami, na kilku znalazło się również menu pokładowej kuchni. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, iż czuje zapach smażonej ryby pomieszany z zapachem kawy, którą właśnie pił. Coś, co zawsze go fascynowało to to, że pomimo znajdowania się na statku, nigdy nie widział, aby jakiekolwiek szkło było stłuczone przez uderzenie fali o burtę statku. Naraz usłyszał ciepły, aczkolwiek stanowczy głos kobiety zza baru:
- Coś do jedzenia, czy mogę podać rachunek? - zapytała Bridgette stojąc przy komputerze z zainstalowaną aplikacją sprzedażową. Chłopak wydał się zaskoczony pytaniem, gdyż zdążył upić dopiero kilka łyków ze wspomnianej kawy.
- Czy mogę zostawić na ten moment rachunek otwarty? - zapytał nieśmiało. Jej głoś momentalnie sprwił, iż zazwyczaj pewnemu siebie mężczyźnie, serce zaczęło walić jak szalone. Liczył, że z tej krótkiej konwersacji na linii sprzedawca – klient, rozwinie się większa relacja.
- Nie – odparła. Gość, który tryskał męskością na wszystkie strony świata został zgaszony jak pet papierosa. Nie wiedział, co może odpowiedzieć, nie miał pojęcia jak ugryźć temat, toteż postanowił odpuścić, grzecznie zapłacić i dopić swoją kawę. Zostawił nawet barmance napiwek, ale spojrzenie, jakim skwitowała jego gest sprawiło, że postanowił już nigdy więcej nie zostawiać nikomu napiwków. Odwrócił się w stronę grupki dzieci. W tym momencie, podzielone na dwie grupy, zajmowały się graniem w skojarzenia, a ich opiekunka podpowiadała tym mniej ogarniętym, jak to miał zwyczaj mawiać, dzieciom. Chłopak podziękował za „miłą obsługę”, co zostało skwitowane szorstkim „do widzenia” i wyszedł z powrotem na pokład. Od momentu wejścia do baru minęła może godzina, słońce wzbijało się coraz wyżej, a parka, której przyglądał się wcześniej, nadal stała zakochana w sobie po uszy na dziobie statku. Zobaczył młodego kota, który ganiał za bawełnianą kulką rzuconą mu przez jego kilkuletnią, roześmianą panią. Zwierzak wyglądał jak starsze rodzeństwo kulki, którą pieczołowicie śledził, by w końcu zaatakować swojego wroga, który swoją drogą był równie bystry, co jego oprawca, bowiem najzwyczajniej w świecie turlał się kilkadziesiąt centymetrów dalej. Cała sytuacja wywołała u chłopaka zwykłe, szczere poczucie radości. Zbliżył się na kilka kroków i obserwował całe zajście jeszcze przez chwilę. Zdawał się żyć tylko tym, na co właśnie patrzył. Przypomniał mu się jego własny kot, to jak często musiał zabierać go do weterynarza, ale i chwile, w których ten mały, włochaty skurczybyk dawał mu w kość swoim jestestwem. Tęsknił za każdą chwilą, kiedy jego ulubiony czworonóg przychodził, kładł się na klawiaturze laptopa, na którym pracował i oznajmiał mu w ten sposób, że jest i ma go poczochrać. Dało się dostrzec maleńką łezkę, która zakręciła się w oku młodzieńca. Wtem ocknął się, bowiem kapitan statku wbiegł na podest będący niedaleko chłopaka i zawołał wszystkich kilkukrotnie. Zaciekawiony tłum począł się zbierać dookoła sternika okrętu, gdy ten zaczął przemawiać:
- Szanowni pasażerowie! Doszło do kolizji z niewielkim obiektem skalnym. Proszę o zachowanie spokoju, udanie się do swoich kajut i zabranie ze sobą najważniejszych przedmiotów osobistych. Zostaniecie Państwo umieszczeni w szalupach, a następnie statek za kilka godzin, co wysoce prawdopodobne zatopi się pod powierzchnią wody, na co wskazują zniszczenia i poziom przeciekania wody oceanicznej w struktury okrętu. - instruował przerażony tłum z podestu. Chłopak pomyślał o tym, że znowu już gdzieś o tym słyszał. Spojrzał na zaskoczoną parkę, którą wcześniej obserwował na dziobie okrętu i kropki w jego głowie się połączyły.
- To niemożliwe… - pomyślał idąc najszybciej jak potrafił do swojej kajuty. Wyobraził sobie, że śni, że jest w filmie i za chwilę obudzi się i dostanie kolejną szansę, aby poflirtować z zimną, aczkolwiek uroczą Bridgette. Zdołał chwycić za portfel z dokumentami, kartami kredytowymi, małą ilością gotówki i zdjęciem przedstawiającym jego ukochane zwierzaki, gdy huk, jaki usłyszał zza drzwi zmroził mu krew w żyłach.
- Woda - powiedział do siebie – nie mam zbyt dużo czasu. To wszystko nie tak! - rzucił zostawiając w kajucie wiele ubrań, które niosły za sobą wspomnienia, wysokie rachunki i kilka przygód nienadających się na pierwsze strony gazet. Usłyszał charakterystyczne przelewanie wody i już wiedział, że jest o wiele gorzej, niż przypuszczał. Kroczył w górę statku korytarzem, w którym zebrało się już tyle wody, że połowa pasażerów statku mogłaby wziąć w niej kąpiel. Chłopak wbiegł po ciasnych schodach w górę statku co jakąś chwilę słysząc przerażone dźwięki. Udało mu się dostać na pokład, zdołał przebiec jeszcze kilka metrów zanim ogromna fala uderzyła w prawą burtę okrętu powodując, iż podłoga bardzo mocno zadrżała zwalając młodzieńca z nóg. Na jego nieszczęście upadł tak nieszczęśliwie, że uderzył głową w pokład niemal od razu tracąc przytomność.
Szanowna użytkowniczko, szanowny użytkowniku - kochani!
Bardzo dziękuję za dotarcie do końca mojego profilu. Mam świadomość, iż nie jest on najwyższych lotów, mogło zdarzyć się kilka zbędnych powtórzeń a i opisów jest jak na lekarstwo. Bardzo proszę o feedback każdą osobę, która zdecydowała się przeczytać powyższy tekst, a ze swojej strony obiecuję, że jeszcze nad nim popracuję.
Z jaszczurzym pozdrowieniem, Wasz Rasta.
|